Trzydniowy trekking na Rinjani
Jak już wspomniałam w poprzednim poście podczas pobytu na gili Air zmieniliśmy firmę organizującą trekking na Rinjani. Na miejscu dało się mocno zbić cenę, poza tym zdecydowaliśmy się jednak na popularniejszy sposób wejścia na szczyt – z Senaru do Sembalun. Trekking trzydniowy, z dwoma noclegami.
Wyruszyliśmy z samego rana łodzią z lokalsami na Lombok, z nabrzeża busikiem podwieziono nas do Senaru. Szybko i sprawnie, bez niejasnych sytuacji. W hotelu zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy gonić naszą grupę, która była już od jakiegoś czasu w drodze. Mała podwózka pod Rinjani Trek Center, przyjęcie wody, którą byliśmy zobowiązani nosić oraz kupienie biletów wstępu. Duże plecaki zostały zamknięte w pokoiku w hotelu i czekały na nas – jak się okazało – bezpiecznie.
Pos 2 i początek trekkingu
Do Pos 2, gdzie czekała reszta grupy, prowadził nas młody chłopak, oczywiście był w japonkach, jak wszyscy szerpowie ;D Droga była żmudna i wilgotna. Po 400 metrach musiałam ściągnąć buty trekkingowe i zamienić je na trampki. Pięty niestety zostały już mocno zdarte. Postanowiłam pozbyć się starych butów w Indonezji i kupić nowe po powrocie, bo nie pierwszy raz mnie uszkodziły – mimo plastrów. A tymczasem zdobyłam szczyt Rinjani w trampkach za 30 złotych 😉 Co prawda czułam każdy kamień, ale da się? Da 😉
Po drodze nieźle się zmachałam, nigdy nie byłam długodystansowcem, więc po górach chodzi mi się bardzo ciężko. Jednak jeszcze ciężej odmówić sobie takich przygód i widoków. Nie pamiętam jak długo szliśmy do Pos 2, według mapy około 3 godzin. Dotarłam standardowo calutka mokra, łącznie z włosami, oraz czerwona na twarzy. Cóż, trzeba przywyknąć i przestać się przejmować ;). Poziom wilgoci w powietrzu nie do opisania. Na miejscu czekała reszta grupy oraz osoby zdobywające Rinjani z innymi przewodnikami. Zjedliśmy lunch i wyruszyliśmy dalej. Trafiła nam się grupa holendersko – kanadyjsko – malezyjska, bardzo sympatyczna.
Krater Rinjani
Tego dnia musieliśmy dotrzeć do krateru – a właściwie jego zbocza (Plawangan Senaru). Zaraz pod nim był nocleg. Droga jeszcze dość długo wiodła przez dżunglę, lecz wraz ze zwiększaniem się wysokości temperatury stawały się znośniejsze, a wilgoć ustępowała. Należało jednak pamiętać, by smarować się kremem z filtrem, bo mimo chłodu słońce prażyło mocno. Oprócz tego trzeba było pilnować swoich rzeczy. Stada małp dobrze wiedziały, że tam gdzie ludzie tam też szybki i łatwy posiłek. Było ich bardzo dużo. Jak się okazało w nocy z kolei pojawiły się całe watahy psów. Dobrze, że zapytaliśmy czemu trzeba chować plecaki w namiocie i zamykać na zamek, inaczej wycie w nocy mogłoby nas conieco przestraszyć. Na siku też trochę się bało wyskoczyć 😉 Oczywiście bardzo przydały się czołówki, choć tej nocy za potrzebą można było się udać spokojnie bez nich, ponieważ księżyc świecił mocno i jasno. Niebo było wypełnione gwiazdami, widok, jakiego nie da się zobaczyć z okolic jasnego miasta, przepiękny.
Oczywiście posiłki i namioty przygotowywali dzielni tragarze. Można się było trochę podłamać, gdy w ów japonkach i ze sporym ciężarem na plecach mijali nas szybko na szlaku, podczas gdy my wlekliśmy się z plecaczkami. Ale oni tę trasę pokonują regularnie. Więc albo są wyćwiczeni albo mają jakieś naturalne predyspozycje (tak to sobie tłumaczę 😉 ). Ta część trasy była najpierw stroma i nieco błotnista, później bardziej stroma i bardzo kamienista.
Nocleg pod namiotem na Rinjani
Po zachodzie słońca mocno się ochłodziło, więc warto pamiętać o zabraniu cieplejszych ubrań, nie każdemu sam śpiwór wystarczy. A o temperaturze na szczycie napiszę później – było potwornie zimno! Co jeszcze może się przydać? Ja nie mogę spać bez poduszki, więc zaopatrzyłam się w dmuchaną poduchę w kształcie litery C – z którą śpię w samolotach – zawinęłam ją w bluzę i było OK. Kolejna przydatna rzecz to mokre chusteczki. Albo takie jak dla dzieci albo antybakteryjne. Mieliśmy oba rodzaje i jak zwykle się przydały, można było „odkazić” ręce, a nawet umyć się spokojnie w namiocie po ciężkim dniu. Batoniki czy coś słodkiego do przegryzienia w ciężkiej chwili lub w oczekiwaniu na posiłek też się przydadzą. Ewentualnie „multiwitamina” do wrzucenia do wody, jeśli miałaby paskudny smak.
Noc nie należała do najprzyjemniejszych, ale było naprawdę znośnie i połamani, lecz uśmiechnięci, wstaliśmy, by zjeść śniadanie o wschodzie słońca i przejść dzielnie kolejny etap trekkingu.
Trochę więcej mapek:
Cudowne zdjęcia!
Ile płaciłaś za cały trekking ?:)
Bardzo dziękuję 🙂
Przeszukam notatki i mam nadzieję, że znajdę cenę 🙂 Z głowy już niestety wyleciała…
Przepraszam za ciszę, dopiero niedawno wróciłam z wyjazdu. Wydaje mi się, że było to około 180 zł.
Piękne zdjęcia! Wybieramy się do Indonezji we wrześniu, i równiez planujemy trekking na Rinjani. Czy idąc przez las tropikalny na początku jest się narażonym na pogryzienia, komary, słyszeliśmy, że jest to obszar malaryczny…Jak z choroba wysokościową? Czy polecasz opcję 3dniową czy może 4 dniową?
Dzięki za odpowiedź, pozdrawiam!
Witaj Ann, dziękuję za odwiedziny i za komentarz 🙂 Z tego co pamiętam sezon suchy w Indonezji trwa od czerwca do października. Trekking robiłam na przełomie maja i czerwca, w porze suchej i nie było w ogóle komarów, może raz mnie coś dziabnęło, akurat na Bali. Żeby się zarazić malarią musiałoby ugryźć kilka komarów i każdy zainfekowany. Sprawdziłam kilka mapek i tereny te należą do „low risk”, ja osobiście nigdy się jakoś szczególnie w Azji przed malarią nie chroniłam, jednak to już wybór indywidualny, najlepiej poczytaj na stronach WHO raporty o Indonezji i podejmij decyzję 🙂 Jeżeli chodzi o las tropikalny to jedyną niedogodnością na początku trekkingu była ogromna wilgotność powietrza, było gorąco, więc mi było ciężko iść. Ale to tylko pierwszy dzień i nawet nie do końca, później już się zmienia teren. Co do choroby wysokościowej to sprawa indywidualna. Jedna osoba poczuje, inna nie. Nie widziałam tam nikogo, kto by się z tym męczył albo nikt się nie chwalił. Ja zazwyczaj nie odczuwam objawów, jednak przy samym wejściu na szczyt mój towarzysz narzekał na brak tlenu, ale moim zdaniem nie ma tam wielkich problemów. Ja różnicy nie czułam. Pytanie, czy Wy nie mieliście nigdy takich objawów? Choroba wysokościowa może zaatakować znienacka, jednak są ludzie, którzy miewają ją zawsze na pewnych wysokościach. Dla mnie wersja 3 dniowa była wystarczająca, jedno co polecam to zrobić trasę w tej samej kolejności co my, inaczej podejście, które było naszym zejściem będzie bardzo nieprzyjemne. Pozdrawiam 🙂
Dzięki serdeczne za odpowiedź. Czytam w ostatnich dniach o Rinjani i przyznam, że wygląda baardzo zachęcająco, chyba się skusimy 🙂
Chciałam jeszcze syptać o hotel w Yogakarcie, bo pisałaś o basenie na dachu…:) Jak masz jakiś namiar to będę wdzięczna!
Pozdrawiam serdecznie!
Ann, Rinjani polecę zawsze, każdemu, rewelacyjne przeżycie i niesamowite widoki.
W Yogy nocowaliśmy w Hotel Dafam Fortuna Malioboro, na zdjęciach wygląda elegancko i akurat mieli jakąś promocję, więc się skusiliśmy. Nie jest zły, tylko w czasie jak byliśmy nie radzili sobie z wilgocią w pokojach i lazienkach i trochę było czuć stęchlizną, wietrzyliśmy. Ale kafelki w łazience itd. Minusem był też głośnik przy samych drzwiach, z którego nawet w nocy leciała muzyczka, tak głośno, że nie mogliśmy spać. Po rozmowach z personelem przyciszyli, ale rano już był ktoś inny i włączył znów tak samo o 5tej czy nawet 4tej. I tak w kółko. Więc jakby co daleko od głośników (są w suficie). Basen przyjemny, na górze bar i miejsce, gdzie czasami przygrywał jakiś zespół.
thank olivia
as rinjani trekking guide, I’d love to read your article, hopefully it can bring more tourism to come yo rinjani