Skąd brać pieniądze na podróże?
Coraz częściej widzimy w internecie osoby, które wydają się być cały czas na wakacjach. Stać je na podróże w dalekie strony i podziwianie orientalnych destynacji. Bawią się na plażach popijając drinki lub wchodzą na kultowe szczyty, oglądają goryle i nurkują w pięknych okolicznościach przyrody na drugim końcu świata. Jak to możliwe, że ich na to stać? Skąd biorą pieniądze na podróże?
Odpowiedź jest prosta:
Pracują i zarabiają
Większość osób, ktore znam i które podróżują mają stałą pracę. Czasem lepiej, czasem gorzej płatną. Ja do nich też należę. Mam pracę, przede wszystkim taką, którą bardzo lubię – w promocji kultury. Nie jest może rewelacyjnie płatna, jednak jest badzo ciekawa i inspirująca, pozwala też nieraz na swobodniejsze zarządzanie swoim czasem pracy. Miałam także okazję pracować zdalnie mieszkając w Azji, ponieważ akurat prowadziłam projekt, który na to pozwalał. Parę lat temu dorabiałam pracą w Anglii, niewykluczone, że jeszcze mnie to czeka. I wcale mnie to nie przeraża, może nie mam super pewnej przyszłości, ale dzięki temu jak żyję mam możliwość podróżowania, a to dla mnie bardzo ważne. Mam też za sobą pracę korpo, nie mogę na nią narzekać, zauważyyłam, że ostatnio jest to modne. Pieniądze były całkiem fajne, nie musiałam słuchać dziwnych prywaciarzy, którzy często nie mają szacunku do pracowników, w dodatku gdy zabrakło urlopu mogłam prosić o bezpłatny, który dostawałam, jeśli tak poustawiałam pracę, by nie było żadnych opóźnień i zaległości. Do tego gdy tylko mam okazję łapię różne zlecenia i odkładam z nich pieniądze lub spłacam podróżnicze długi – tak, zdarza mi się czasem przeliczyć, tak samo jak przez jakiś czas nie mieć pracy.
Nawet, gdy niektóre rzeczy wydają się być niemożliwe warto spróbować. Zapytać w pracy, porozmawiać. Nie poddawajacie się z góry, możliwe, że nawet jeśli szefostwo nie zrozumie Waszej pasji to jakoś się pochyli nad Waszą prośbą, spróbujcie przychodzić z gotowymi propozycjami, szukajcie wspólnie rozwiązań. Trzymam kciuki!
Oszczędzają
Kwestia priorytetów. Nie raz słyszałam od znajomych, że znów gdzieś jadę, że mi to dobrze. Więc pytałam czemu oni nie pojadą? Bo nie mają pieniędzy. Ja mam, bo nie kupiłam nowego telewizora jak oni. Każdy ma swoje priorytety. Szanuję wybór, ale po co w takim razie wytykanie komuś wyjazdów? Podróżuję, inni za to mają telewizory, lunche na mieście w przerwach w pracy, poruszają się samochodami. TV mam z odzysku, a i czasu brak na oglądanie. Gotuję sama w domu – polecam też tym, którzy chcą dbać o zdrowie i figurę, w domu jest taniej, smaczniej i zdrowo! Nie mam auta, mam rower. Tak, bywa ciężko dotaszczyć zakupy do domu, wlec się gdzieś w deszczu, czasem trzeba walczyć z komunikacją miejską. Ale odkładam pieniądze na wyjazdy. Warto zacisnąć zęby, nie imprezować co weekend i nie kupować nowych ciuchów (z tym mam największy problem 😉 ). Nie jeżdżę na wyjazdy zorganizowane, sama planuję trasę, kupuję bilety, bookuję atrakcje, których nie mogę zorganizować sama lub wychodzą taniej w grupie. Sprawdzam regularnie ceny biletów i czekam na okazje, dopasowuję się często do terminów tanich lotów – nie odwrotnie. Dzięki tamu stać mnie na snorkeling z rekinami wielorybimi, odwiedzenie orangutanów, wejście na Kinabalu czy nurkowanie na wrakach na Filipinach. Codziennie dokonujemy wyborów, mnie moje prowadzą zazwyczaj do podróży.
Pracują na dary losu
W Polsce z prowadzenia bloga żyć ciężko, o ile w ogóle jest to możliwe. Ostatnio było głośno o darach losu, czyli tym, co niecni blogerzy dostają za darmo. Ano dostają. Ciężko mi się wypowiadać za wszystkich, ale patrząc na znajomych blogerów piszących o podróżach, ciężko na to pracują. Testują produkty i piszą recenzje – przy okazji oszczędzają na kupnie sprzętu, opłacają go własną pracą. Jeżdżą na study tours, press tours i piszą o miejscach, rejonach, krajach. Oczywiście to super sprawa i świetnie gdzieś pojechać na zaproszenie, ale nie zapominajmy, że to ciężka praca, a nie wakacje, choć na takie mogą wyglądać w social mediach czy we wpisach blogowych. A to, że zostają zaproszenie oznacza, że wcześniej inwestowali bardzo dużo w swoją pasję: umiejętności, czasu i pieniędzy. Szczęściarzom zaczyna to z czasem procentować. Nie ma nic za darmo. Na wszystko trzeba zapracować.
Dopasowują podróże do funduszy jakimi dysponują
Nie od zawsze jeździłam nurkować, nie zawsze podróżowałam samolotami. W zależności od tego ile mam pieniędzy lub czasu, tak planuję podróże. Za czasów studenckich miałam mało kasy (utrzymywałam się sama, a od czasów liceum zarabiałam samodzielnie na swoje wszystkie marzenia), za to miałam dużo czasu. Wtedy znikałam na ponad miesiąc za tysiąc złotych z kawałkiem i podróżowałam pociągami po Rosji, Kaukazie, Białorusi czy Rumunii i Ukrainie. Bez wygód, za to z wieloma przygodami. Zamiast hoteli były namioty. Zamiast biletów autostop. Gdy czasu zrobiło się mniej, a dochody stały się częstsze i pewniejsze lub miałam trochę oszczędności po pracy w Wielkiej Brytanii mogłam sobie pozwalać na citybreaki. Nie mogłam jeździć na dłużej, taką miałam pracę, ale za to pozwiedzałam Europę. Gdy hotele były za drogie spałam hostelach. Jadłam na ulicy lub gotowałam sama, nie stołowałam się w restauracjach. Teraz zarabiam nieco lepiej, bo pracuję od wielu lat, bywa lepiej, bywa gorzej: w zależności od tego dobieram takie kierunki i sposób podróżwania, by móc gdzies pojechać i by było mnie na to stać. A jak bardzo chcę, a fundusze na to nie pozwalają to pracuję, tak jak na przykład w hostelu w Kuala Lumpur – w zamian za tak zwany wikt i opierunek (no dobra, tylko śniadania). Wiadomo, że w naszych, polskich warunkach bywa różnie i nie jest nam tak łatwo jak tym “na zachodzie”, jednak da się. A najlepiej pokazuje to rzesza moich znajomych, którzy reularnie podróżują po świecie.
Dlaczego taki temat? Czemu o tym piszę?
Bo im więcej pojawiam się w mediach tym częściej czytam podobne komentarze jakie widziałam wcześniej na temat innych podróżujących i fotografujących osób. Jeśli ktoś o Tobie napisał artykuł, na pewno jesteś jego znajomą i robi Ci przysługę, nie ma opcji, że ciężko na to pracowałaś. Jeśli o pracy mowa, to nie musisz pracować tylko się wozisz po świecie, manna spada z nieba. Ewentualnie wygrałaś w totka – nie przeczę, chciałabym. Wygrywasz konkurs – szczęście głupiego, słabe foty, sam Photoshop (o tym więcej tutaj), a w ogóle najprawdopodobniej ktoś z jury jest Twoim znajomym, wszystko zostało ustawione, klika jakaś. Przerabiasz zdjęcia, takie kolory nie istnieją, co z tego, że to wschód czy zachód słońca. Gdyby mnie było stać na takie wożenie się po świecie to bym zrobił lepsze. I moje ulubione: odnosisz sukcesy tylko dlatego, że jesteś ładną laską. Nie talent, nie praca, ładna buzia i wszystkie drzwi się otwierają. No, niestety nie. Czasem wręcz odwrotnie.
…itd, itp. Przyznaję, nie raz zastanawiałam się skąd ludzie biorą energię na hejtowanie innych, nie lepiej byłoby poświecić ją na samorozwój? Pomyślałam, że lepiej. Stąd dwa teksty o tej tematyce w dziale FAQ – może otworzą komuś oczy, może narzekający sami spróbują podróżować oryginalniej i więcej, fotografować ciekawiej i lepiej. Trzymam kciuki!
Pozostałe z serii FAQ:
https://oliwia.world/faq/photoshopa-moich-zdjeciach/
https://oliwia.world/faq/sprzet-fotograficzny-w-podrozy/
fot. okładkowe wpisu: Paulina Wierzgacz Obrazki Blondynki 🙂
Jak w kazdej sferze zycia, wszystko jest kwestia decyzji, priorytetow i zyciowych wyborow. Prostej recepty nie ma. W rzeczywistosci to pytanie nie powinno bowiem miec postaci „skad brac pieniadze?”, tylko „na co je wydawac?”. Brac je stamtad, skad bierzecie na wszystko inne. To sa te same pieniadze, tylko przeznaczane na podroze kosztem innych spraw. Ja na przyklad nie pije alkoholu i nie pale, chodze w znoszonych ciuchach a nowe kupuje, gdy mi sie rozleca stare, nie laze po knajpach, jezdze rowerem a nie samochodem itd.
No decyzje, przede wszystkim decyzje. To my wybieramy jak chcemy myśleć…