Uwaga, mówię: Wygodne słowo „tradycja”, a sytuacja kobiet
Dziś naszło mnie na taki off top. Myślałam już o nim wcześniej. Wpływ na to miały dwie sytuacje. Jedna z nich to rozmowa z bliską mi osobą, która zszokowała mnie swoim fundamentalnym i pozbawionym zastanowienia czy empatii podejściem do nazwisk żon i dzieci. Druga to praca nad audio-deskrypcją Polskich Kronik Filmowych. A o co się rozchodzi?
O magiczne słowo tradycja, które według wielu ma zamykać bez dyskusji usta. Konie umierają na szlaku na Morskie Oko – taka tradycja! Pies w budzie na łańcuchu – taka tradycja. Obrzezanie kobiet nadal w wielu miejscach na świecie – taka tradycja. Kobiety zmieniają nazwiska, a dzieci muszą przekazać nazwisko ojca – taka tradycja. No kurwa, nie. Niesprawiedliwości nie można tłumaczyć tradycją. A poszkodowani mają prawo o tym mówić i wymagać zmian.
Skąd moje zdenerwowanie, czy może raczej poczucie bezsilności? Stąd, że nie wiem jak zareagować, gdy z drugiej strony mam – wydawałoby się – inteligentnego i światłego człowieka, a nie pozostawia on nawet miejsca na dyskusję, na zastanowienie się nad tematem. Poszło o to, że według niektórych panów nie do przyjęcia jest fakt, że żona po ślubie nie zmieni nazwiska.
Przypominam, że prawo daje trzy opcje na równi: pozostawienie swojego nazwiska, zmiana na podwójne, zmiana na nazwisko współmałżonka – bo facet też swoje może zmienić! A tymczasem niektórzy nadal przeżywają podwójne nazwiska kobiet. Znam też oczywiście takich, którzy nie widzą w tym problemu. Ale nazwisko żony dla dzieci lub obojga rodziców z myślnikiem – to już woła o pomstę do nieba! A ja się pytam: czemu?
W świecie rządzonym od wieków przez mężczyzn to oni ustalali swoje tradycje, pomijając potrzeby kobiety. Po co ta walka o końcówki żeńskie zawodów, no po co, taka tradycja! Po to, że kiedyś udawaliśmy, że kobiety nie istnieją, ale czasy się zmieniły, a my tu jesteśmy i w końcu mamy głos. Pytanie tylko, czy ktoś się z nim liczy?
„Bo taka tradycja! Bo jestem to winien moim męskim przodkom, oni na to pracowali.” – a kobietom nie jesteś winien nic? One nie rodziły dzieci, nie pracowały na ich szczęście i dobrobyt? Często zasuwając i w domu i poza nim? Jakim prawem chcesz je bezmyślnie wymazać z kart historii w imię tak zwanej tradycji? Czy nie masz, drogi człowieku, do nich szacunku? Choćby na tyle, by w ogóle dopuścić do swoich myśli jakieś zmiany w postrzeganiu świata i zastanowić się, czy obrałeś słuszną ścieżkę?
Jednak niedługo po tym zalała mnie kolejna fala goryczy. Zajmuję się od niedawna pisaniem audio-deskrypcji do Polskich Kronik Filmowych. W sumie ciekawa i bardzo fajna sprawa. Zderzenie z rzeczywistością PRL, ale i nowa wiedza przy okazji, trochę śmiechu, czasem ból głowy od propagandy. Już na samym początku pracy zauważyłam, że opisując to co widzę dla osób niewidomych lub niedowidzących, cholernie często używam słowa mężczyźni. Opanowali historię PRL. Czasu, kiedy to niby „kobiety na traktory”. Czasów, w których żyły nasze mamy i babcie, nie jakieś setki lat temu!
Mężczyźni są politykami, specjalistami, projektantami, wykonują wciąż jakąś godną podziwu pracę. Przewodzą narodowi. Kobiety… też się pojawiają. Czasem jakiś taniec, pisanie na maszynie, spacer z wózkiem, kongres kobiet i rozmowy „o kłopotach w domu”. I nawet na zjeździe Ligi Kobiet padają słowa lektora „No, nareszie trochę mężczyzn. Choć przedstawiciele władz przyjechali tu tylko służbowo witani gorąco przez uczestniczki zjazdu. Ich obecność gwarantuje, że za dyskusją pójdą konkretne decyzje„. Ach! Dobrodzieje!
Dziś też pisałam o kobietach w Polskich Kronikach Filmowych, zrzut ekranu poniżej. Czas leci, a ja mam wrażenie, że prawo prawem, a w głowach niektórych nic się nie zmienia. Zero refleksji. I wielkie zaskocznie, o co tym kobietom chodzi? No zastanówicie się porządnie jeszcze raz. I przestańcie się kochani ludzie ratować słowem tradycja w tak wielu sprawach. Najpierw warto się zastanowić jak ona powstała i czy nie jesteśmy już za mądrzy na kontynuowanie niektórych zwyczajów. Teraz też tworzymy tradycje.
Chętnie przeczytam Twój komentarz!
Strasznie trudno wyjść tak świadomie poza kulturowe narzutki, wrzutki typu „tak mówi tradycja”. Nawet gdy jesteśmy zdecydowanymi głosicielami „nowego” czy „nowych idei”, to tkwimy często i tak w jakimś kulturowym konwenansie.
Niemniej to niczego nie tłumaczy i nie usprawiedliwia! Brawo za wnikliwość. Fajnie się czyta tak świeżą analizę, i do tego tak lekkim piórem. Poproszę o więcej! 🙂
Tak, trudno wyjść, czasem sama się nadal łapię na głupim odruchowym myśleniu albo powiedzonkach, które się nam wpaja od małego, a które są dla kogoś niesprawiedliwe lub szowinistyczne. Dlatego od najmłodszych lat powinno inaczej wyglądać wychowywanie młodych ludzi. W ich niewinnych głowach tworzymy dziwne podziały i wartościowanie, skrzywiamy czyste i prostolinijne dzieci. Tragedia,
Szczerze to sytuacja mężczyzn jest też beznadziejna. Kobiety wiecznie zdradzały i tworzyły konflikty. Pewne rzeczy nie wynikają z tradycji tylko są jakie są. No właśnie jak się nie ma kasy , przyjaciół to nie ma się kobiety. Poza tym powinno się promować poznawanie się dokładne a nie powierzchowne. Każdy ma kogoś na świecie kto pasuje do niego idealnie tylko trzeba szukać.
Wow, jaki piękny, szowinistyczny komentarz. Biedni faceci, którzy nigdy nie zdradzają i nie tworzą konfliktów. „Pewne rzeczy nie wynikają z tradycji tylko są jakie są.” – nie, nie są, zostały sztucznie stworzone. „No właśnie jak się nie ma kasy , przyjaciół to nie ma się kobiety.” – jeśli tak podchodzisz do życia i tylko takich ludzi spotykasz na swojej drodze to szczerze współczuję. I zalecam wyleczenie się z szowinizmu, może bliscy bez chętki na kasę się wtedy pojawią.
No i droga pani pisarko chciałem powiedzieć że kobiety nie mają często pomysłu na życie. I wolą robić co im się tam spodoba lub nie. Podobnie jak faceci. Idzie taki do domu i pracy i nie ma możliwości nikogo poznać i zostaje sam i dla niego kobieta to osoba jak największa wartość, prędzej sobie Lambo niż ożeni się. No ale wiadomo na nic go nie stać, bo pracuje jako szarak. Nie wiem czy wiesz ale są też szarzy ludzie. I mieszkają w wsiomiastach w których nic nie ma.
Szczerze mówiąc czytam ten komentarz któryś raz i dalej nie potrafię zrozumieć jak on się ma do tematu. Bo brak pomysłu na życie nie ma płci. Nie wiem kto to szarzy ludzie, staram się nie szufladkować, szczególnie dopóki kogoś dobrze nie znam, nie oceniam. Mam nadzieję, że podobnie jak ja nie masz żadnego problemu z mniejszymi miejscowościami. Ja nie mieszkam w Nowym Jorku btw.
Właśnie wpadło mi ręce: https://k-mag.pl/article/jak-mezczyzni-ksztaltuja-kobiety-o-szkodliwej-tradycji-opowiada-artysta-misha-waks-1
Droga Autorko
Tak, to ja, facet. Twój blog jest polecanych artykułach w przeglądarce Opery. Są cycki w miniaturce, więc wchodzę..
Myślę, że widzę, co starasz się nam, czytelnikom, przekazać, tylko czy to jest dobra droga? Mocno negatywnie podchodzisz do pojęcia tradycji, jakby ona sama w sobie była zła, a przecież są też dobre tradycje. Także, na wskroś agresywnie, odpowiadasz na komentarze – czyżby nie było tu pola do dyskusji?
W kwestii nazwisk. Przyznam, nigdy mocno merytorycznie nie badałem tego tematu, ale wydaje się, że w tym wypadku „tradycja”, to wypadkowa pewnej umowy społecznej, by było wygodniej, ewentualnie sprawniej. Rozumiem, że walczysz o prawo dobrowolnego wyboru, ale to dziś. A jutro (w sensie za kilkanaście, kilkadziesiąt lat) ? Ewa Wyciszkiewicz Jastrzębska wychodzi za Jana Twardowskiego Wilczyńskiego, i co wtedy? Jak to pogodzić? Ktoś ustąpi? Czy będziemy to dalej kontynuować? A co z kolejnymi pokoleniami? Do jakiej granicy dobrniemy? 10, 20, 30 nazwisk w jednym? Czy nasze nazwiska mają aż takie znaczenie aby je w taki sposób eksponować? Onegdaj dwu członowość nazwiska podkreślała i przypominała o znamienności danego rodu, a teraz?
Kwestia kronik. Czy tu też jest o co walczyć? To było, minęło. W latach 60tych system patriarchalny był dominujący, spojrzenie na świat też, tego już nie zmienimy. W drugą stronę też nie ma co się skłaniać: w Ameryce powstał bar czy tam restauracja, która zatrudniała tylko kobiety – po dwóch latach funkcjonowania splajtowała, w atmosferze walk, niesnasek etc. Tak wiem, to tylko jeden przypadek, nie ma co uogólniać. Natomiast faktem jest to, że kobiety i mężczyźni są różni i mają cech, które przy współpracy, doskonale się uzupełniają. Czy nie lepiej promować wspólne działanie i dążenie do harmonii, niż walczyć z wiatrakami z przeszłości?
Po kolei. Nie podchodzę negatywnie do tradycji, ale uważam, że powinno się dobrze zastanowić nad tym co nią nadal powinno być, bo czas leci, a wraz z nim – teoretycznie – jesteśmy mądrzejsi. Jest masa fajnych tradycji, nie wiem skąd Twój wniosek, że jako całość mi nie odpowiada. Mylny, piszę o tej konkretnej, o wymuszaniu na kobietach uległości wzgędem zmiany nazwiska. Nie myl agresji z asertywnością. I tu znowu, jak facet jest konretny, to asertywny, jak kobieta, to agresywna. Ręce opadają. Tradycja powstawała przez wieki bez udziału kobiet, więc teraz czas na to by faktycznie zaczęła być „wypadkową pewnej umowy społecznej”, czyli porządnie przedyskutowana. O tym wciąż mówię. O tym, by każdy miał prawo wyboru i by nie było nacisków społecznych jak teraz. Jak pogodzić? Normalnie, rozmawiać we dwoje o możliwościach. Gdy ludzie się kochają, na pewno znajdą wspólne rozwiązanie, ale wtedy, gdy obydwoje mają otwarte umysły. A od małego uczy się nas czegoś innego. Kwestia kronik – też nie zrozumiałeś, były one impulsem, opisałam przykre fakty, z czym tu walczyć? „Kobiety i mężczyźni są różni” o tym właśnie mówię, nie wmawiajcie nam więcej tych bzdur. Znam zespoły mieszane, takie gdzie są same kobiety, takie gdzie są tylko mężczyźni. Wszystkie one potrafią działać super lub do bani. Każdy z nas jest inny i nie zależy to od płci. Tak jak mówienie, że kobiety nie mają dobrej orientacji w terenie, nie potrafią być konkretne albo odmawianie facetom prawa do bycia wielozadaniowymi. Tragedia. I najlepiej pokazałeś tą wypowiedzią, że problem niestety nadal istnieje, to nie „wiatraki przeszłości”. A chodzi o rozmowę, nie o walkę. To, że się wypowiadam na jakiś temat oznacza, że wciąż widzę problem i dobrze będzie nad nim popracować, razem – ale trzeba mieć do kogo mówić i musi być ktoś, kto słucha. Harmonia to sprawiedliwość i równowaga. Każdy ma prawo do swoich wyborów bez względu na płeć. Nie wiem, dlaczego od razu posądza się mówiących głośno co nie działa o walkę (to też niepokojący znak) – my chcemy rozmawiać i zmieniać świat na lepsze.
P.S. Zobacz jak w Hiszpanii rozwiązano temat nadawania nazwiska dziecku. To tylko przykład. Wystarczy chcieć.