Podróżowanie LIGHT & HARD
Podróż w wersji light i hard
Wiele osób myśli, że jadę na wakacje robić zdjęcia, bo one grają główną rolę na moim blogu. Oczywiście, że fotografuję, ale w biegu. Między atrakcjami, które sobie zaplanowałam.
Są różne formy odpoczynku i podróżowania. Jedni lubią relaksować się na plaży przez dwa tygodnie, inni pędzą z miejsca na miejsce, chcąc zobaczyć jak najwięcej i ładują w ten sposób swoje `baterie`. Ja lubię łączyć te formy podróżowania, chociaż przyznaję, że często szala przechyla się na rzecz częstego przemieszczania. Opalanie się na pięknej plaży z książką i drinkiem w dłoni to rzecz cudowna, jednak kiedy spoglądam na mapę i widzę ile ciekawych rzeczy mogę zobaczyć i zrobić w danym kraju, nie umiem się powstrzymać i buduję plan naszpikowany przygodami. Na koniec jednak staram się znaleźć choć kilka dni na mniej lub bardziej aktywny relaks. Jeżeli ciągły ruch nie jest tym, co lubimy, zawsze można aktywność fizyczną wpleść delikatnie w nasz wakacyjny plan. A jest w czym wybierać, są bowiem wersje `ulgowe` i te stanowiące spore wyzwanie.
Podróżnik ciekawy
– zwiedzanie dniami i nocami
Wersja `light` to ciągłe pobudki w nocy, aby zobaczyć coś, gdzieś o wschodzie słońca. Do tego niezbyt długie trekkingi. I tak z dnia na dzień. Bywa ciężko, ale nie można nie docenić tej chwili, w której świat budzi się do życia, a my możemy w niej uczestniczyć. Zachodom słońca też niczego nie brakuje, potrafią zachwycić kolorami. Czasem tylko nieco ciężej je uwiecznić kiedy już się marzy o śnie.
Każdą podróż można zaplanować nieco inaczej. W ramach odmiany można na przykład starożytne miasta zwiedzać na wypożyczonym rowerze, cały dzień, spokojnie, według własnego planu. Poza tym w ruchu opala się najlepiej!
Podróżnik aktywny
– canyoning, kajaki, rafting, stand up paddle
Rafting kusi w wielu miejscach, chociażby w Tajlandii. W okolicach Chiang Mai, które wypełnione jest pięknymi świątyniami oraz świetnym jedzeniem, można spróbować przepłynąć rzekę pontonami. Przygoda dobra dla każdego, dużo śmiechu i wiosłowania. Jak przewodnik zechce, może być i mały lub większy „splash”. W miejscach ze spokojniejszym nurtem warto oglądać otaczającą nas przyrodę i chłonąć spokój tego miejsca. Raftingu można też spróbować na Bali, jednak tam pora roku ma większe znaczenie i warto najpierw sprawdzić poziom wody – zbyt niski pokrzyżuje nam plany. A na rafting dojeżdżamy na przykład polnymi drogami na quadach.
Pozostając przy wodzie i górskich rzekach na pewno warto spróbować canyoningu. Ponoć świetny jest w okolicach jeziora Garda we Włoszech. Żałuję, że nie skorzystałam ostatnim razem, ale wszystko przede mną!
I oczywiście nieśmiertelne kajaki. Na jeziorze (np. Maggiore), na morzu (np. koło Ao Nang, Krabi), rewelacyjny sposób na spędzanie czasu nad wodą. Trochę ruchu, a do tego piękne widoki i poczucie swobody… Na mojej liście marzeń znajduje się kite surfing, surfing, stand up paddle (24.07.2015 – wykreślony! 😉 było super!).
Podróżnik nieco zmęczony
– trekking, wspinaczka, via ferrata
Można też porządnie się zmęczyć. Na przykład podczas trekkingów. Wybór jest spory. Krótsze, dookoła znanych gór, w parnej dżungli, lub dłuższe i bardziej wymagające, na przykład dwu, trzy dniowe, które pozwalają nam zdobywać szczyty. Czasem śpi się w dormitorium w schronisku, czasem pod namiotem mogąc podziwiać wschody i zachody słońca leżąc „w łóżku”. Wyprawy rządzą się swoimi prawami. Nieraz rzeczy muszą nosić za nas porterzy, a my dźwigamy tylko nasze osobiste bagaże i wodę, a czasem wszystko jest na naszych barkach – każda wyprawa ma swoje zasady. Można zdobywać niezwykłe góry jak Kinabalu na Borneo lub nieziemskie wulkany jak Rinjani w Indonezji. Podczas wstawania o drugiej w nocy zgrzyta się zębami, a trud zdobywania szczytu czasem stanowi wyzwanie, jednak radość na szczycie jest nieoceniona. Dla takich chwil warto się pomęczyć, pamięta się o nich latami.
Podwodny podróżnik
– nurkowanie, snorkeling
Jeżeli można się wspinać, można również schodzić w dół. Odkąd zaczęłam nurkować, nie mogę wyjść z podziwu jak wiele ma nam do zaoferowania woda. To wielka frajda pływać spokojnie i podziwiać ryby, żółwie i rafy koralowe, nurkować w miejscach głębszych i oglądać barakudy oraz rekiny. A dla pragnących nowych wrażeń zawsze znajdą się jakieś wraki statków. Oczywiście przy tym wszystkim należy pamiętać, że nurkowanie to wymagający sport i lepiej mieć dobrą kondycję, jeśli chce się nurkować trzy razy dziennie. A kurs należy zrobić ze sprawdzoną firmą i przyłożyć się zarówno do teorii jak i praktyki. W końcu uczymy się dbać o swoje życie i zdrowie. Jeżeli jednak nurkowanie to dla nas nieco za dużo pamiętajmy o snorkeling’u, pływając z rurką także możemy wiele zobaczyć i aktywnie spędzić czas.
Podróżnik jaskiniowiec
– caving
Warto pomyśleć o caving’u. Chociażby w malezyjskim Mulu, w którym można odwiedzić największą komnatę świata zwaną Sarawak. Jeżeli nie mieliśmy wcześniej do czynienia z eksplorowaniem jaskiń, najlepiej zacząć od niższego poziomu i odwiedzać kolejne, zwiększając swoje umiejętności. Na miejscu dostajemy uprząż i kask oraz przewodnika, który przeprowadzi nas bezpiecznie przez jaskinie. W niektórych z nich przyda się umiejętność pływania, aby pokonać część trasy rzeką, na szczęście płynąc z prądem. Jest w czym wybierać, to prawie 200 kilometrów ścieżek pod ziemią, wiele z nich udostępniono turystom.
Ale w tym wszystkim najważniejsze jest jedno: czy w ruchu czy nie, warto podróżować i poszerzać swoje horyzonty!
Ja jestem ten trochę zmęczony, ale ta jaskinia Mulu przepiękna!!
Rzeczywiście było tam bardzo fajnie. Jednak bardziej spodobała mi się inna jaskinia. Jeszcze trochę i dotrę i do zdjęć z Mulu i coś wrzucę 🙂
Ja dawniej nie miałam problemu z siedzeniem przez dwa tygodnie na plaży, ale ostatnio na Koh Phangan wymiękłam po 2 dniach. No bo ile można patrzeć te palmy, morze i plażę? Lepiej pójść na spacer po okolicy, zwiedzić jakiś nowy zakątek czy odkryć stoisko z pysznym jedzeniem zamiast kisić się w jednym miejscu 🙂
O! Też tak mam. Nawet jak sobie obiecam plażowanie i leniuchowanie to zaraz mnie musi gdzieś ponieść 😉 A potem narzekam, że wracam taka zmęczona 😉
Wyznaję dokładnie taką samą zasadę jak Ty, najpierw aktywnie, a potem na koniec trochę odpoczynku, żeby nie wrócić z wyjazdu bardziej zmęczoną niż przed nim 😉 Choć przyznam, że nie zawsze się to udaje… Zdjęcia jak zwykle piękne i zachęcają mnie mocno do zrobienia w końcu kursu nurkowania 🙂
Hehe widzę, że nie tylko ja się sama tak „wkopuję” 😉 Dziękuję i zachęcam do spróbowania nurkowania, bo to fajna przygoda (wiem wiem, już to mówiłam wiele razy 😉 ). Szykuję post o Sipadan i tak sobie właśnie tęsknię za nurkowaniami…
Woow, świetne zdjęcia! Nasze wyjazdy tez wyglądają podobnie 🙂
Dziękuję Agnieszko 🙂 I fajnie, że więcej nas tak podróżuje! 🙂
ja po wakacjach jestem wymęczona jak po ciężkich robotach, fizycznie ,bo psychicznie odpoczywam 😉 no ale do Ciebie mi daleko 🙂
Ale mimo wszystko do extreme mi daleko 😉 Muszę sobie lepszą formę wyrobić może będzie łatwiej 😉 Ale nie ukrywam, że jak ostatnio wracałam po całonocnym locie z plecakiem 25 kg pod górkę do domu gdzie zazwyczaj z torebką pod pachą miałam zadyszkę, a wtedy wbiegłam niemal bez problemu byłam z siebie bardzo dumna 😉 3 tygodnie i jaka kondycha. A teraz znów zadyszka. Za dużo frytek i lenistwa heh 😉
Tak,chęci są,z kondycją gorzej;-) a w Tatry jeździsz?
Teraz niestety do Tatr mi daleko. Ale mam Alpy pod nosem i zamierzam z tego skorzystać 😉
Od razu może wyjaśnię, że nie jestem typem długodystansowca i w górach zawsze (niezależnie od wieku i kondycji) potwornie się męczę. Minimalnie pod górę i juz zadyszka. Po płaskim mogę łazić całe dnie 😉 Jednak nie potrafię sobie odmówić zwiedzania gór i się pcham 😉
Pewnie,to w Alpy uderzaj!ja mam do Tatr 100 km i za rzadko jeżdżę…głównie dlatego ze nie moge wstac bladym świtem:-P
Oj też mam z tym problem 😉
Mam tak samo. Mam coś z każdego przykładu po trochu: lubię pędzić, intensywnie zwiedzać, wstać wcześnie rano by zobaczyć wschód słońca, odkryć jakąś jaskinię (w Laosie mnie urzekły), przemierzyć na skuterze pola ryżu lub po prostu wspiąć się by zobaczyć panoramę miasta 🙂
Wydaje mi się, że nie ma czegoś takiego jak „dobry podróżnik” i „zły podróżnik”, każdy powinien przemierzać świat na swój sposób 🙂
Mnie też zawsze gdzieś ciągnie i nie mogę usiedzieć w miejscu 🙂 (jaskinie w Laosie brzmią super, a do pól ryżowych mam dużą słabość).
Oczywiście, że nie ma podróżników złych i dobrych. Tak samo jak nie rozumiem walki między określeniami podróżnik i turysta. Każdy podróżuje jak chce, jakbyśmy wszyscy robili to samo jaki świat byłby nudny 😉 Jestem zazwyczaj turystką w wersji hard i lubię zachęcać ludzi do ruchu, jednak nie widzę nic złego w leżakowaniu na plaży i łapaniu słońca 😉 (lubię wtedy porzucać frisbee 😉 )
Zawsze staramy się skorzystać z większości atrakcji, także ze względy na Szymona, także nic z tego co piszesz nie jest nam obce !!! Choć oczywiście wstawanie w nocy, żeby dojść na wulkan z kilkulatkiem (tak ze trzy razy w różnych miejscach 😉 czy przejść Tongariro Crossing nie należy do przyjemności, ale za to potem…:) 🙂 Zdecydowanie wolimy aktywnie !
Travels – the best time to die hard! 🙂
Hahaha, nice one 😀
W porównaniu z Twoimi wyprawami to moje wszystkie są light 🙂
😉
Czyli jednak wynika z tego że jesteś podróżniczką ekstremalną? My raczej aktywnie, ale w wersji light. Zazdrościmy Ci tych jaskiń Mulu! Ze względu na nasz tryb podróżowania, nie mogliśmy ich zarezerwować wcześniej i wszystko było już porezerwowane 🙁
Kasia no ja Cię bardzo proszę… przecież ja Was cały czas podglądam i na pewno nie jest to wersja light 🙂 U mnie taki trochę hard 🙂 Do extreme mi daleko 🙂
No to nie wiem… ja mam wrażenie że na te wszystkie zip-liny, cavingi, raftingi i inne extremy nie do końca mamy teraz wystarczająco kasy. Ale jak wrócimy i zaczną się krótsze wyjazdy to na pewno nie odpuścimy! Od via ferraty w Dolomitach zaczynając!
Są u Was motory, są trekkingi (nawet w klapkach 😉 ), są nurkowania 🙂 Z pewnością, gdybym nie miała tak ograniczonego czasu na wyjazdy, spokojniej bym dobierała atrakcje – mniej lub bardziej ekstremalne – zostawiając sobie czas na odpoczynek i spokojne poznawanie okolicy 🙂
Nurkowanie to faktycznie coś na co nigdy nie żałujemy pieniędzy. Uwielbiam! <3
Ja jestem mieszczuch, ale lubie tez bardziej ektremalne wypady. Wszystko, co sie laczy z powietrzem: skakanie z mostu, z samolotu, ziplining itp. 😀
A miasta też lubię zwiedzać, na pieszo 🙂 Ostatnio znów robiłam moją ulubioną trasę po Londynie. Bangkok też wspominam bardzo miło 🙂
Londyn jest wspaniały do takiego wloczenia się. 🙂
A najlepsze jest to, że w tych miejscach jest jeszcze piękniej niż na zdjęciach! 🙂
W moim przypadku zdecydowanie wygrywa wersja hard. Różnica między light, a hard jest taka, że light sprawia przyjemność krótkookresowo, a hard zostawia mocne wspomnienia na całe życie. Im trudniejsze wyzwanie, tym bardziej się je pamięta.
Rozumiem, co masz na myśli 🙂
chyba najbliżej mi do wersji light! że Ty jeszcze masz siłe na te zdjęcia!!
Nie mam zazwyczaj, ale chęci są silniejsze na szczęście 😉
Ciężko mi się wrzucić do któregoś worka, ale mam zupełnie jak Ty- lubię poleżeć na plaży i upiec się na mulata, ale jednak aktywności dookoła to jest to. A na kite i surfing zapraszam do siebie, prawdopodobnie za nie tak długi czas będę miała okazję się z tym bliżej zapoznać 🙂
Super! Oby i mi się udało tego lata spróbować! 🙂
Jak zawsze – cudowne zdjęcia! Ja chyba mam tak jak Ty – aktywnie, aktywnie i jeszcze raz aktywnie. Chociaż jak byłam pół roku w Azji to po 2 miesiącach bycia „w biegu” miałam dość i jeden dzień nic-nie-robienia to było wybawienie. Także nie można przesadzać, szczególnie jak jedzie się gdzieś na dłużej.
Ja też tak lubię! Czasem w wersji light, czasem trochę wyzwań. Nie mam świetnej kondycji, więc na przykład na trekking w Birmie wybrałam się w kierunku takim, by trasa raczej schodziła w dół, niż szła pod górę, ale było fajnie. W Chorwacji na raftingu żałowałam, że nie mam aparatu ze sobą – takie były widoki! No a nurkowanie, odkąd spróbowałam, to zakochałam się… 🙂
Dobrze napisane, wyjazd można dopasować do swoich możliwości i wcale się nie zamęczyć (no chyba, że ktoś lubi wycisk 😉 ) Ja po ostatnim utopieniu aparatu (niedomknięty case) już się tak śmiało nie pcham z nim tam gdzie woda 😉
My ostatnio szwędaliśmy się intensywnie przez 3,5 tygodnia. Było świetnie, ale leniwego odpoczynku nie było wcale, więc teraz jedziemy na tydzień poleniuchować na plażach. Wybraliśmy na tyle małą grecką wyspę, że da się ją zwiedzić w 1-2 dni, więc nie będziemy mieli wyrzutów sumienia, że coś nas omija 😉 Po prostu czasem i taki odpoczynek jest potrzebny 🙂 Najważniejsze, żeby podróżować!
Bardzo sprytnie 🙂 Taki sposób też mi się podoba. Nie szarpało by mną, bo „przecież już kawałek dalej są takie cuda do zobaczenia”, tylko w końcu bym odpoczęła 😉
Zgadzam się z tą filozofią podróżowania w 100%!
Mam takie same odczucia i też tak zazwyczaj planują swoje wypady. Trochę leniuchowania, trochę zwiedzania, trochę ekstremalności….Idealne proporcje, creme de la creme podróżowania! 🙂
Każda podróż jest inna. Wszystkie pozostają w pamięci na całe życie. Skoro na świecie jest tyle pięknych miejsc szczęśliwi Ci, którzy doświadczają ich na własne oczy. Na Twojej liście marzeń znajduje się kite surfing, surfing, stand up paddle. Czekam na kolejną fotorelację z podjętych nowych wyzwań.
Ja zazwyczaj podróżuje na własnych nogach, tak lubię najbardziej, dłuższe i krótsze wędrówki, albo rower czyli też siła własnych mięśni. Warto od czasu do czasu albo częściej zrobić coś nowego czego jeszcze nie mieliśmy okazji doświadczyć.
Prawda 🙂 Pozwala to spojrzeć z nowej perspektywy na podróżowanie i aktywności w ogóle 🙂
Dokładnie i naturalnie przedstawione. Pozdrawiam
Miło to słyszeć 🙂 Pozdrawiam! 🙂
Fajny przekaz, spłodzony przystępnymi wyrażeniami.
Dziękuję 🙂