Wodospad Git Git
Po gonitwie za delfinami wróciliśmy na śniadanie, spakowaliśmy się i zeszliśmy na dół, ponieważ dzień wcześniej udało nam się załatwić sobie podwózkę do Amed. Najpierw rozważaliśmy transport publiczny czy też minibusy, ale okazało się, że po drodze jest parę miejsc, które można zwiedzić. Wśród nagabujących przy plaży ludzi napatoczył się sympatyczny sprzedawca bransoletek, który od słowa do słowa zaproponował nam przewóz autem. Przy plaży też mieliśmy internet z hotelu, więc łatwo i sprawnie porównaliśmy ceny innych przewoźników, potargowaliśmy się trochę i uzgodniliśmy, że po drodze zabierze nas do dwóch, trzech miejsc, które ustalimy spokojnie wieczorem. Oceniliśmy odległości i trudność dojazdu do pobliskich atrakcji i zdecydowaliśmy się na wodospad i świątynię.
Najpierw odwiedziliśmy wodospad Git Git. Trzeba przejść do niego dość długą krętą ścieżką, na początku tradycyjnie padają propozycje guide’owania – w tym miejscu w ogóle nie widzę w tym sensu – a później mijamy mnóstwo straganów i jesteśmy zaczepiani przez sprytne panie sprzedawczynie. Muszę przyznać, że wpadły mi tam w oko malowane w tradycyjnym stylu malutkie obrazki, których już powrotem nie udało mi się nigdzie na Bali upolować i bardzo żałowałam, że ich nie kupiłam. Zaopatrzyliśmy się w sarongi, by nie musieć wypożyczać ich w każdej świątyni. Pierwsze proponowane ceny są zupełnym nieporozumieniem i spokojnie można zbić je do 1/4. Odkryliśmy to próbując odejść od stoiska. Niby wszystko fajnie, ale problem polega na tym, że jeżeli to nie tylko sztuczka podczas targowania i naprawdę się rozmyśliło i chce się odejść jest tam bardzo ciężko „zwiać” . Wodospad jest ładny, bardzo głośny i wszędzie wokół woda unosi się na wietrze. Nawet stojąc daleko będziemy mieli na sobie solidną mgiełkę. Przyjemne miejsce. Ale żeby porobić jakieś zdjęcia bez ludzi trzeba się porządnie naczekać, nawet jeśli stoi „kolejka” do podejścia pod sam wodospad i grzecznie czeka niektórzy nierozgarnięci turyści wpadają w kadr i nic sobie z tego nie robiąc cykają własne foty i psując innym ujęcia. Należy uzbroić się w cierpliwość .
Świątynia Beji
Świątynia Beji pojawiła się przed nami niemal w samo południe, mimo okularów ledwo widziałam gdzie idę, słońce prażyło niemiłosiernie. Bardzo nam się spodobała, nie tylko ze względu na jej kameralność i masę detali, ale na panujący tam spokój. Byliśmy jedynymi turystami. Warto było tam zawitać.
Świątynia Beji – więcej (klik)
Podróż wraz ze zwiedzaniem zajęła nam około 3-4 godzin. Po drodze zdążyliśmy omówić z naszym kierowcą mnóstwo tematów związanych z życiem na Bali, w Indonezji, w Europie, polityką i konfliktami na świecie. Zawsze fajnie porozmawiać z kimś z zupełnie innej kultury. Szczególnie, gdy okazuje się, że często ma się podobne zdanie na ważne tematy.
Powiem szczerze od tych rzeźb i zdobień można dostać oczopląsu. Na żywo musi to wyglądać jeszcze bardziej kosmicznie.
PS. Jak zwykle cudowne zdjęcia 🙂
Rzeczywiście jakby chcieć się dokładnie wszystkiemu przyjrzeć oczy mogłyby nie dać rady 😉 Ja się starałam głównie całościowo ogarniać okolicę 😉 Ale czasem nie da się nie skupić na jakimś szczególe, jednym…czy drugim…trzecim… 😉
Bardzo dziękuję 🙂
Git Git – co za nazwa! Indonezja jest taka tajemnicza i zielona, strasznie jestem ciekawa jak to wypada na żywo. Dużo dobrych opinii słyszałam. Piękne zdjęcia, w ogóle GIT inspiracja! ;).
Haha rzeczywiście! Nie pomyślałam tak wcześniej o tej nazwie 🙂 Dzięki!
Indonezja przede wszystkim różnorodna, Sumatra czy Kalimantan na pewno zielone – choć słyszałam, że już dżunglę zaczynają zastępować plantacje palm pod przemysł. Można tam na pewno znaleźć coś dla siebie, mnie do Indonezji sprowadziły głównie niesamowite wulkany, możliwość nurkowania na ładnych rafach oraz mimo, że bardzo turystyczna to nadal w pewien sposób tajemnicza Bali 🙂
O jak tam cudownie! Jawa tak? Czy tam jej okolice. Warto przemyśleć ten kierunek. Kolaże ze zdjęć rewelacyjne!
Bardzo blisko Jawy – to Bali 🙂 Kierunek polecam 🙂 Dziękuję bardzo!
Strasznie męczące są te kolory, nie czujecie się na dłuższą metę znużeni?
Które kolory? 🙂 Na Bali to była jedyna świątynia o takim piaskowym kolorze, w dodatku odwiedzona przez nas koło godziny 12, więc słońce rozświetliło wszystko wokół i barwy były ostre – jeżeli o to pytasz 🙂 Byliśmy tam koło 20 minut, więc nie, nie czuliśmy się znużeni 🙂 Może trochę słońcem 🙂
Nie kolory w sensie palety barw, tylko ostrość kolorów w tym słońcu;) Czasem tęsknię za szaro-burym polskim krajobrazem przebywając w tak nasłonecznionych szerokościach geograficznych dłużej;)
Racja, czasem oczy już nie dają rady. Ja taki problem miewam głównie na początku po przylocie, jakby wszystko było prześwietlone.
Piękne zdjęcia! Miejsce niezwykłe, ale w moim obiektywie pewnie nie wyglądałoby tak niesamowicie. 😉
Dziękuję bardzo 🙂 W takich miejscach chyba nie da się zrobić kiepskich zdjęć 😉