Rozmawiamy o podróżach – Renata Przywara
Czasami wydaje mi się, że pokutuje jakiś mit, iż zorganizowanie samemu wyjazdu jest trudne i drogie. Renata, z którą rozmawiam przy tej odsłonie serii „rozmawiamy o podróżach”, pokazuje, że wcale nie trzeba mieć wielkiego doświadczenia i tysięcy kilometrów przebytych w podróży, by złapać chrapkę na daleki wyjazd – na przykład do Azji – i doskonale poradzić sobie na miejscu. Że wyruszenie gdzieś w pojedynkę może wiązać się ze śmiesznymi i miłymi przygodami, a nie stresem i komplikacjami. Renia to osoba, którą z przyjemnością Wam przedstawiam, bo zawsze swoim ciepłem i spokojem ogrzewa moje serce. I umie zarażać optymizmem, mam nadzieję, że i Wam ta podróżnicza radość się udzieli!
Rozmawiamy o podróżach – Renata Przywara
Dlaczego lubisz podróże?
Podróże przede wszystkim dają mi poczucie pewnej niezależności, oderwania się od codzienności i schematów życia codziennego, a także umożliwiają mi poznawanie nowych kultur, ludzi, zwyczajów. To także zderzenie pewnych moich wyobrażeń z rzeczywistością. Są także szansą na sprawdzenie się w różnych niespodziewanych sytuacjach, a tym samym dają też wiele możliwości na lepsze poznanie siebie i przeanalizowanie swoich zachowań. Zazwyczaj w podróży jestem nadzwyczaj zorganizowana, nie mam problemów z porannym wstawaniem (na co dzień jestem raczej śpiochem), jestem zdecydowanie bardziej otwarta na innych ludzi, ale też śmielej obserwuję rzeczywistość dookoła. Nawet siedmiogodzinna, samotna wspinaczka po dżungli przestaje być problemem. Tak w skrócie, czasami mam wrażenie, że niektóre moje podróże są bardziej jak poligon doświadczalny, niż wakacje. No właśnie, podróże to zdecydowanie nie wakacje w moim słowniku. To przeciwstawne pojęcia.
Jakie kierunki najchętniej obierasz? Gdzie Cię ciągnie?
W tym momencie chyba dalekie i te zupełnie odmiennie kulturowo od Europy. Choć na pewno też nie przejdę obojętnie obok możliwości kilkudniowego wypadu do Czech czy skorzystania z promocji na loty do tych bliższych Polsce zakątków świata. Moim największym marzeniem jest zwiedzić Australię, Nową Zelandię i Tasmanię, ale w tym momencie nie jestem jeszcze gotowa finansowo na tę wyprawę a bardziej chyba szukam „lepszej drogi” na odwiedzenie tych okolic. Bo nawet, jeśli podróż miałaby trwać miesiąc, czy nawet dwa, to w dalszym ciągu wydaje mi się to za mało. Dlatego też po drodze do Australii, zakochałam się w… Azji i w te okolice przede wszystkim planuję kolejne wypady. Radość już sprawia mi cały proces planowania, zbierania funduszy, wybranie miejsca docelowego (lub kilku), polowanie na promocyjne loty, żeby za jakiś czas cieszyć się kolejną przygodą. Cała frajda w tym, żeby przejść przez ten proces samemu, choć nie neguję korzystania z pomocy biur podróży. Kwestia preferencji i sposobu podróżowania. Czasami też po prostu mnie „gdzieś ciągnie”. Wtedy zazwyczaj daję się ponieść promocjom linii lotniczych i pomiędzy jedną podróżą a drugą, uda mi się wyskoczyć gdziekolwiek, bez planu, nawet w pojedynkę!
Kiedy i gdzie odbył się Twój podróżniczy pierwszy raz?
To dosyć trudne pytanie. Przynajmniej w moim wypadku odpowiedź nie wydaje się do końca oczywista. Myślę jednak, że wbrew pozorom, mój pierwszy podróżniczy raz, który zmienił moje myślenie o podróżowaniu to był pobyt w Anglii… na Erasmusie. Naprawdę! I wcale nie podróżowałam tam zbyt wiele, tzn. nie zwiedziłam np. całej Anglii. Skupiłam się wtedy właściwie na miejscu pobytu, czyli Southampton i oczywiście na Londynie. Od tego wyjazdu cały czas gdzieś z tyłu głowy czułam, że potrzebuję znowu gdzieś wyjechać, poznać nowe miejsca, ludzi, sprawdzić, czy sobie poradzę, czy będę potrafiła taki wyjazd zorganizować, a także żeby zderzyć moje wyobrażenia z rzeczywistością. Jak byłam dzieckiem lubiłam zaczytywać się w różnych przygodowych (i nie tylko) książkach. Oczywiście wszystkie postacie oraz miejsca wyobrażałam sobie na swój własny sposób. Później, często zaskakiwały mnie filmowe ekranizacje i to niekoniecznie pozytywnie. Teraz, kiedy dostęp do Google Maps, zdjęć z całego świata, opisów, blogów, filmów jest tak powszechny, wszystkie te wyobrażenia możemy skonfrontować z rzeczywistością nie wychodząc z domu. Jednak podróż, jak książkę, każdy z nas przeżyje inaczej, dostrzeże zupełnie coś innego, pomimo że są to przecież te same miejsca. Dla każdego jednak mogą wyglądać zupełnie inaczej.
Czy miałaś jakąś zabawną przygodę w podróży?
Nie wiem czy są aż tak zabawne, ale chyba najpopularniejszą historią wśród moich znajomych jest ta z Tajlandii. Pierwszy dzień, pierwsze zderzenie z Azją. Bangkok. Gorąco, brudno, głośno i zewsząd wydobywa się okropny smród. Mieliśmy zostać przynajmniej dwa dni, odespać długą podróż, jednak dosyć szybko zdecydowaliśmy się zmienić nasze plany. Udajemy się na dworzec kolejowy, celem wycieczki do Chiang Mai! Górskie krajobrazy to coś, czego nam trzeba po zderzeniu z miejską, azjatycką rzeczywistością. Na miejscu okazuję się jednak, że wszystkie bilety zostały wyprzedane na kolejnych kilka dni. Co robić, gdzie jechać? Na tablicy odjazdów widzimy wielki napis TRANG, pociąg odjeżdża za 5 min. Nie mamy pojęcia, gdzie ta miejscowość się znajduję, a czasu do sprawdzenia też nie ma zbyt dużo. Nie myśląc zbyt długo, próbuję przekonać Kubę. „Słuchaj, sprawdzałam mapę kilka razy przed wyjazdem. To Trang, to chyba jest gdzieś na północy. I czas podróży tylko niewiele dłuższy. Kupmy bilety, najwyżej później spróbujemy się stamtąd dostać do Chiang Mai”. I tak oto zmierzając na północ wylądowaliśmy na dalekim południu. Do Chiang Mai dotarliśmy co prawda, ale z dwutygodniową przerwą na zwiedzanie rajskich wysp i nie pociągiem a samolotem, ze względu na to, że odległość zrobiła się już całkiem spora, a mi udało się w międzyczasie znaleźć lot w promocyjnej cenie.
W drugiej historii bawi mnie natomiast cały paradoks tej sytuacji. Moja pierwsza solo podróż po Izraelu. W drodze do Jerozolimy przeszukuję Internet, modląc się, żeby znaleźć jakikolwiek tani nocleg. Jest! Pokój łączony z pięcioma innymi osobami. Brzmi super, więc oto jestem. Na dobry początek warto przywitać się z ludźmi w nowym miejscu. Wymiana uścisków, moje grono spotkanych osób powiększa się o Chinkę i Francuza. Zza jednego z dwupiętrowych łóżek wychyla się jednak jeszcze jedna głowa i z uśmiechem zagaduje czystą polszczyzną „Cześć, Paweł jestem”. Paweł okazuje się mieszkać na co dzień również we Wrocławiu, a po chwili dowiaduję się nawet, że jesteśmy prawie sąsiadami. Ciekawy początek pobytu w Jerozolimie. Do pokoju tymczasem wchodzi kolejny lokator, tym razem z Niemiec. Po dłuższej, wspólnej już rozmowie okazuje się, że Wrocław i okolice, to on całkiem dobrze kojarzy, bo jego dziadkowie pochodzą z tych rejonów. Od słowa do słowa, nie zastanawiając się długo, postanowiliśmy, następnego dnia zrobić wspólny wypad nad Morze Martwe i do Parku Krajobrazowego. W autobusie spotykamy jednak kolejnego towarzysza podróży, Kolumbijczyka. Porozumiewamy się z nim jednak trochę na migi, trochę przez Google Translate, ponieważ Pedro nie mówi za bardzo po angielsku, a nasz hiszpański również pozostawia wiele do życzenia. Problemy komunikacyjne nie przeszkadzają nam jednak zapytać się naszego Amigo, dlaczego nie ma żadnego plecaka, tylko puchową kurtkę (na dworze jakieś 28 stopni) i dwie bluzy. Z tego, co udało nam się ustalić, Pedro był właśnie w trakcie podróży do Europy, pojutrze miał mieć lot do Pizy, żeby kilka dni później wylądować w Katowicach. Tak po prostu, bez planu, bo znalazł dobre i niedrogie połączenia lotnicze. I tak oto dwójka przypadkowo spotkanych wrocławian, razem z Niemcem z polskimi korzeniami oraz Kolumbijczykiem podróżowała po Izraelu. A ja dowiedziałam się, że często tak wyglądają „samotne” podróże.
Czy miałaś kiedyś w podróży jakąś nieprzyjemną przygodę? Jaką i czy Cię zniechęciła do podróży?
Chyba nie, wygląda na to, że miałam na tyle szczęścia, że nic nieprzyjemnego mnie nie spotkało. Oczywiście zdarzały się jakieś nieporozumienia, czy coś najzwyczajniej w świecie z różnych przyczyn nie wyszło tak, jak to sobie zaplanowałam. Wszystkie zdarzenia kończyły się jednak zawsze pozytywnie. Kilka razy przytrafiło mi się kompletnie zgubić drogę i jeszcze do tego rozładować telefon, jak np. w Ramat Gan, w środku szabatu, pośrodku niczego, w drodze do miejsca, gdzie mieszkał goszczący mnie couchsurfer. Z pomocą przyszedł mi jedyny przechodzień, jakiego znalazłam, starszy Pan, który nie tylko poinstruował mnie jak dotrzeć pod wskazany adres, zapisał po hebrajsku nazwy ulic (na wypadek gdybym dalej szukała i spotkała jeszcze kogoś), ale też zaproponował nocleg u swojej rodziny, gdybym ostatecznie nie dotarła do celu. Niestety, zdarzyły się też pojedyncze przypadki natarczywego zachowania ze strony mężczyzn w podróży, ale te zdarzają się również w Polsce, niezależnie od lokalizacji. Zawsze warto być czujnym i zachować pewne środki ostrożności.
Czy pamiętasz coś, co zawsze słyszałaś o podróżowaniu i Cię niepokoiło, a okazało się nieprawdą?
Najczęściej chyba po prostu stereotypy, o tym jak dany kraj jest niebezpieczny, zły, że na pewno na miejscu ktoś mnie zaatakuje na ulicy lub stanę się ofiarą zamachu terrorystycznego. A już w ogóle, co będzie jak sobie nie poradzę? Na pewno nikt mi nie pomoże, bo przecież to obcy kraj. Często te obawy wynikają z niewiedzy lub niedostatecznej znajomości danego kraju czy regionu. Rzeczywistość okazuje się być zazwyczaj zupełnie inna. Zawsze warto jednak przed podróżą dowiedzieć się więcej o danej kulturze, kraju, sytuacji politycznej, chociażby żeby uniknąć później dziwnych lub nieprzyjemnych sytuacji.
Czy preferujesz podróże w pojedynkę, w parze, w grupie? Dlaczego?
Trudno wybrać jeden. Każdy sposób jest dobry, każdy ma też swoje wady i zalety. Podróżowanie w parze czy grupie daję tę możliwość przede wszystkim, żeby dzielić się emocjami, spostrzeżeniami na miejscu. Po przyjeździe zazwyczaj te emocje nie są już tak silne, a i pamięć często zawodzi. W grupie jest też po prostu raźniej. Za to w pojedynkę można realizować swój plan w całości, bez wchodzenia w kompromis z towarzyszami podróży. Nikt nie narzeka, że na „wakacjach” wcześnie się nie wstaje, czy zamiast na zachód słońca lepiej pójść na imprezę, a ta wyspa jest najlepsza i powinniśmy zostać tu do końca wyjazdu. W pojedynkę można też… poznać więcej ludzi, jest się bardziej otwartym. Człowiek to jednak zwierzę stadne i te podróże solo nigdy nie są w stu procentach samotne. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia.
Co zawsze zabierasz ze sobą w podróż?
Zdecydowanie plecak! Żadnych walizek! Plecak, najlepiej nieduży, w którym spokojnie mogę przejść cały dzień i pół nocy i nie narzekać, że jest za ciężki. A tak poza tym dobre buty, z tego samego powodu, no i aparat fotograficzny. Uwielbiam robić zdjęcia, choć cały czas się uczę. Poza tym zawsze warto mieć później pamiątkę w postaci fajnych ujęć, a telefony lubią się szybko rozładowywać. Smartfon, natomiast, poratuje zawsze we wszystkich nawigacyjnych i komunikacyjnych sprawach. W podróż zabieram też zawsze kilka rzeczy z kategorii „rozsądnych”, które w większości przypadków okazują się zbędne, chociaż czasami stają się hitem na kolejne wyprawy, jak np. worek wodoszczelny. Można włożyć do niego aparat, telefon, czy portfel podczas podróży kajakiem, małą łódką, ale też podczas intensywnych opadów deszczu. Do worka z elektroniką można też wrzucić kulki hydrożelowe i uratować życie naszemu sprzętowi po zbytniej ekspozycji na wilgoć, czy lekkim zalaniu.
Jaką radę dałabyś komuś, kto się obawia podróżowania, chciałby spróbować, jednak wciąż coś go blokuje?
Przede wszystkim przestać wymyślać powody, dla których nie możemy wyjechać, a zacząć znajdować preteksty do podróży. Wymówki często okazują się błahe, a przykładów na to można znaleźć wiele, chociażby w Internecie, czy wśród znajomych/rodziny. Poza tym każda podróż jest inna, każdy przeżywa ją na swój sposób, dostrzega inne rzeczy i ma różne oczekiwania. Nie chciałbyś/aś sprawdzić, jak będzie wyglądała Twoja przygoda? Pewnie już naczytałeś/aś się wystarczająco o innych, czas rozpocząć twoją własną podróż i spełniać marzenia!
Renata Przywara – ciągle gdzieś biegnie, zawsze gotowa na nową misję. Psycholog z wykształcenia, choć w życiu chyba zbyt wiele rzeczy ją interesuje, żeby poświęcić się tylko tej dziedzinie. Dlatego pracowała już w radiu, z dziennikarzami zagranicznymi w instytucji kultury, była Liderem Wolontariatu przy dużej imprezie sportowej oraz rekruterem. Lubi spełniać marzenia, dlatego podróżuje. Chciałaby kiedyś mieć małą knajpkę na plaży w Australii. Lubi nowe wyzwania i wymyślać plany na przyszłość, choć ostatecznie rzadko wychodzi to tak, jak sobie wcześniej zaplanowała. Momentami potrafi być nad wyraz oderwana od ziemi, choć zazwyczaj mocno po niej stąpa. Kocha ludzi, zwierzęta i przyrodę. Lubi zwiedzać miasta, ale bardziej ekscytują ją nieodkryte skrawki natury, zwłaszcza dzikie dżungle, choć jak widzi węża to ucieka. Zdecydowanie zwierzę stadne.
Renatę możecie śledzić TUTAJ
Podróżujesz sama, w grupie, z partnerem? Dołącz do nas!
Wymieniamy się informacjami, spostrzeżeniami, ostrzeżeniami i radami. Odpowiadamy sobie na – czasem wyłącznie kobiece – pytania.
Wspieramy się i inspirujemy do zwiedzania świata!
Prowadzisz bloga o podróżach, masz rady dla innych kobiet? Masz pytania jak sobie poradzić w danej sytuacji? Piszesz na typowo kobiece tematy? Boisz się zacząć podróżować, ale bardzo chcesz? Masz pytania, które niezręcznie Ci zadać na innych grupach podróżniczych? Szukasz kompanów do podróży?
Zapraszamy TUTAJ